Chłopak o oczach czarnych jak smoła zaprowadził mnie do budynku przy ogrodzie, prze całą drogę milczeliśmy, ja byłam zbyt podekscytowana żeby mówić, a on ? W każdym razie wolałam nie ryzykować i i tak się nie odzywałam. Gdy doszliśmy, Dream otworzył drzwi i krzyknął:
-Mamo ! Zawołaj ogrodnika, już jesteśmy, powiedz mu, że będziemy tam gdzie zawsze. Chodź- powiedział, a ja za nim poszłam. Miałam nadzieję, ze nie wpadałam w jakąś pułapkę, jak to zwykle bywa na filmach. Po kilku minutach drogi doszliśmy na łąkę czy coś w tym stylu.
-Powiesz mi w co mnie wpakowałeś ?- zapytałam, wyrwałam się z jego uścisku i stanęłam, nie miałam zamiaru się ruszyć dopóki nie otrzymam wyjaśnień.
-Chodź, nie ma czasu do stracenia- powiedział i ponownie złapał mnie za rękę, a ja ponownie się wyrwałam.
-Ja mam czas. O co chodzi ?- zapytałam, a on spojrzał na mnie i tylko zniewalająco się uśmiechnął.
-Czy mogę Ci to wyjaśnić za chwilę- powiedział i pomachał komuś za mną, szybko się odwróciłam i zobaczyłam kuśtykającego staruszka.
-Dream, zaprowadzisz Hope ma łąkę ?- zapytał i serdecznie się uśmiechnął. Nie wiem dlaczego, ale skądś go kojarzyłam, może to jakiś znajomy dziadka ? Miał ich tak dużo...
-Tak, chciałem, tylko, że wystąpił pewien problem- odpowiedział i podrapał się w głowę, chyba się zdenerwował...
-O co chodzi ?- zapytał i oparł się na swojej, jak zauważyłam już dość starej lasce.
-O nic, prowadź Dream- powiedziałam nerwowo i zachęciłam uśmiechem chłopaka. On tylko niezręcznie uśmiechnął się do starszego pana i poprowadził mnie dalej. Po chwili byliśmy już na miejscu, na uboczu łąki stał mały domek, właśnie tam mnie poprowadził. Gdy ogrodnik zamknął już za nami drzwi, co według mnie było głupotą, ponieważ nie było tu świeżego powietrza. Nagle z głośny hukiem ogrodnik położył książki i zeszyty na stole, który dopiero teraz zauważyłam.
-Okay, musimy się skupić. Co jej powiedziałeś ?- zapytał Dream'a.
-W sumie to jeszcze nic. Dopiero wczoraj się poznaliśmy i sam rozumiesz- powiedział i spuścił głowę.
-No nic... Więc od początku. Poznajesz mnie Hope ?- zapyta i spojrzał na mnie.
-Nie, niestety nie. To znaczy wydaje mi się Pan znajomy, ale nie pamiętam Pańskiego imienia ani nic z tych rzeczy, przykro mi- powiedziałam i przepraszająco na niego spojrzałam.
-Okay, ja byłem przyjacielem Twojego dziadka, Hieronima. Nie wiem czy widziałaś mnie na pogrzebie, ale mniejsza z tym. Razem odbywaliśmy podróże do miejsc... wyimaginowanych. * Znaliśmy się od małego, zawsze byliśmy razem, szczerze mówiąc dalej wydaje mi się, że jest ze mną. Co ty na to, Hope ?- zapytał, a ja oniemiała usiadłam na podłodze z wrażenia, dlaczego przez tyle lat dziadek nic mi nie powiedział ?
-Ja... Mam całe mnóstwo pytań, ale wiem, że nie mamy teraz czasu. Jednak na jedno z nich muszę znać odpowiedź natychmiast i jest pan jedyną osobą, która może mi na nie odpowiedzieć. Dlaczego dziadek prosił mamę aby nazwała mnie Hope ?- zapytałam, naprawdę chciałam znać odpowiedź. Zawsze gdy o to pytałam dziadka on mistrzowski zmieniał temat.
-Więc... To jedno z tych pytań na które sama musisz znaleźć odpowiedź. Mogę powiedzieć Ci tylko tyle, że to jakby część przepowiedni. Jeżeli w danym Ci czasie odnajdziesz właściwych ludzi poznasz lek na Twoją chorobę, która na tym świecie, albo raczej w tym świecie jest śmiertelna. Skoro to już wiesz to nie ma czasu do stracenia, mamy pełne ręce roboty, a tak mało czasu. Pokaż mi dziennik, Hope- grzecznie mu go podałam. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam, ale mieliśmy tak mało czasu, strasznie się denerwowałam. Całe popołudnie zajmowaliśmy się przygotowywaniami do wyprawy, zdecydowałam, że wezmę w niej udział. Pan Józef sprzeciwiał się, ale powiedziałam mu, że zależy mi na znalezieniu lekarstwa, a on tylko powiedział coś na kształt "Jak Hieronim", ale nie mam pewności. Oczywiście w końcu odezwała się moja komórka, błyskawicznie odebrałam.
-Halo ?- zapytałam tylko z uprzejmości, wiedziałam, że to mama- któż by inny mnie cały czas kontrolował, a no tak zapomniałam- tata.
-Za godzinę masz być w swoim pokoju, zrozumiano ? Nie mam zamiaru denerwować się podobnie jak wczoraj- powiedziała co miała do powiedzenia i się rozłączyła, właśnie za to jej nie cierpiałam.
-Muszę już iść- powiedziałam cicho i pokierowałam się do wyjścia, nagle ktoś złapał mnie za ramię.
-Poczekaj, wrócisz jutro ?- zapytał Dream.
-Nie, raczej nie. Chciałabym ale wyjeżdżamy dzisiaj, nie wiem gdzie- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Odprowadzę Cię- powiedział i ruszyliśmy w stronę mojego hotelu, długo rozmawialiśmy i śmialiśmy się, wcale nie chciałam stąd wyjeżdżać.
-Obiecuję, że pogadam z mamą, może jeszcze zostaniemy- powiedziałam i się pożegnaliśmy. W moim pokoju mama już na mnie czekała.
-Córeczko, chyba jednak nie wyjedziemy z Tokio, mam tu masę spraw i jeszcze ich nie załatwiłam, sama rozumiesz- powiedziała, pocałowała mnie w czoło i wyszła. Ja tylko się roześmiałam, byłam cholernie szczęśliwa, jak nigdy.
---
* inspiracje wzięte z historii pt. "Ulysses Moore"
---
Jak się podoba ? Przepraszam, że tyle musieliście czekać na część 6, ale święta ! Jeszcze raz składam wszystkim gorące życzenia z okazji Wielkanocy ! Opinie zostawiajcie w komentarzach :).
Za ewentualne błędy ortograficzne przepraszam !
J.xx